Fendi chwal się chwal!

Fendi zaczyna się chwalić. I to konkretnie i bardzo skutecznie, bo chwalić ma się czym. Muszę to przyznać. Jedyna wada tych arcy-cud Fendi to cena. A mówiąc "arcy-cud" mam na myśli torebki! Ah! Są takie piękne! Na moje usta ciśnie się tyle słów zachwytu, że aż tonę w tych zacnych skórzanych zaroślach i wykładam kopyta do góry z nadzieją, że wtedy owa torebkowa Fendiowa nonszalancja mnie nie ominie. Owe bags jarają się swoją piękną i miękutką skórką (nie popieram!) i taką zacną oryginalnością, która przykuwa nawet uwagę wiewiórki trzymającej orzeszek w łapkach. Milusie i żywiołowe kolorki powodują, że w moich oczach ukazuje się zazdrosna i złowieszcza czerwień, która też chce błyszczeć tak, jak te Panie od Fendi. Co za perfidne chwalipienty! Popaczcie!



Mało tego, że się chwalą skórką i ceną. One uwielbiają wyglądać luksusowo, drogo i nonszalancko. Powiedzmy, że po prostu WŁOSKO, a u nich nonszalancja i chwalipięctwo są najlepsiejsze. Uwagę przykuwają klasyczne ozdóbki w postaci kwadracików czy milusińskiego futerka. 



Nono. Nonszalancja nonszalancją. Włoskość włoskoscią. Ale cena nie ceną. W każdym razie nie miłą i słodką cenulką, tylko bardziej cenoborgiem! Fendi to fendi.  Proszę wyłożyć od 900 do 1400 euro i jedno z tych dzieciątek będzie Wasze! "I cóż, że ze Włoch" chciało by się rzec!





Komentarze

Popularne posty