Barok i Balmain tógewer.

Lubię barok. Zawsze lubiłam. W szkole, na historii, na języku polskim. Zawsze wydawał mi się najciekawszy, wnoszący do tego ponurego świata pełne bogactwo i awangardę. Taką wiecie... nutkę szaleństwa w nieco delikatniejszym wydaniu, niż dla przykładu neony, bo wtedy to wiecie... wszystko pokazywało się nieco inaczej. I wiecie... chyba tak jest właśnie dobrze.
I właśnie barok teraz wkracza nam na jesienne salony. Wnosi jeszcze więcej luksusu, przepychu, elegancji, naturalności, klasyki i... staromodności.
Widzimy tą charakterystyczną moc zdobień, te piękne wzory, niesamowite zdobienia, bardziej stonowane kolory. Złoto. Błysk. Światło. Dodatki. Ręczne hafty. Brokat. W tym barokowym przypadku dużo znaczy zajebiście. I nawet mnie się podoba. Głównie dlatego, że to znowu coś innego, niż pokazywano nam dotychczas. Coś, co niby ciężkie, a jest tak cholernie świeże. Mieni mi się w oczach, jakbym w ogóle pierwszy raz na oczy zobaczyła jakikolwiek ciuch czy dodatek. I wreszcie nie mam tego okropnego uczucia deża wi.

Dla mnie od zawsze i na zawsze królem takich aplikacji jest Balmain i end of story!

Balmain jesień/zima 2012-2013.










Także lubimy, lubimy sobie barok.
Nie potrafię pozbyć się z głowy pewnego skojarzenia. A mianowicie baroku z (po części) azteckimi wzorami i zdobieniami.


Komentarze

Popularne posty