Est by Es. Ponadczasowy wdzięk.

Trochę mnie tu nie było. Ale lubię tu wracać. I mam nadzieję oraz chęć wracania tu częściej. Ale mniejsza o rzeczy, które nie obchodzą nikogo. A nie, przepraszam. Tfu. Wróóóóóóć. Pana Premiera obchodzi każda rzecz związana z nami szanownymi obywatelami. No, a jakże.
Święta na ten rok odeszły w zapomnienie  teraz znowu musimy czekać, żeby się przejeść (choć ja z tym czekać nie mam zamiaru!). Śniegu ie był i nie ma dalej. Da mnie to nie problem, bo nie przepadam za tą białą papką. No mniejsza. Egen.

Dzisiaj dzięki mojej mamie powróciłam do czasów szkolnych mundurków  Ale nie tylko  Bo także o tym co było modne, fajne i generalnie kul. Właściwie nieliczni mogli sobie pozwalać na bezczelne i bezwstydne wydawanie swoich wodorostów na coś tak absurdalnego i głupiego, jak kabel przypięty do puszki z colą. Jednakże właśnie z owych 60 lat mamy perły nad perlami współczesnego świata, które swoją ponadczasowością nawet Karla Lagerfelda pochłonęły. Burn. I dzisiaj chciałam z Wami porozmawiać o nowej marce, jaką jest Est by Es, którą to włada i głównie-projektuje Gośka Sobiczewska. I właśnie oferta Gosieńki skierowana jest do kobiet, które szukaj tej ponadczasowości, które mają tam jakąś lekką rezerwę, dystans, do tego co możemy współcześnie w modzie zobaczyć w modzie. Weźmy np. taką Modowianke, która zachwyca się tym, że Pani Gosia popełniła właśnie "przestępstwo". UŁA! To nie jest krzykliwe. Gadddemyt! Wiecie, bądź co bądź projektanci i tak robią z perełek lat 60 coś swojego  A tu coś doczepi, tam coś narysuje, tam coś odetnie, tam coś tego. I to robi się krzykliwe. A tu mamy coś niekrzykliwego, ale intrygującego nasze kiszki wewnętrzne.

No to tego, paczta i podziwiajta, pókim miło. 

Mather of God! CHCE!

Modle się o milość, o milość, o milość.
Bóg zapłać.